Walka o władzę, która tak naprawdę nie ma ani początku, ani końca.
„Gra o Tron” jest niezwykłą lekturą i to nie tylko dla fanów fantastyki, bo magia w Siedmiu Królestwach nie jest jedynym wątkiem. Spotykamy się tu z wieloma postaciami pochodzącymi z przeróżnych rodów, z których każdy ma żelazne zasady i wieloletnie tradycje. Dzięki bogatym opisom przyrody, miejsc czy samych bohaterów możemy wyobrazić sobie własne Westeros, takie niepowtarzalne i zarezerwowane jedynie dla naszych myśli. Panu Martinowi z pewnością można pozazdrościć talentu pisarskiego i pióra, spod którego wyszło to niezwykłe dzieło. Napomknę również, że kolejne tomy wcale nie są gorsze od pierwszego, choć dla mnie ten zajmuje czołowe miejsce w sercu.
„Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni. Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoim słabym punktem. Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie.”
Począwszy od prologu, a na epilogu kończąc możemy się tak naprawdę spodziewać wszystkiego. Już na pierwszych stronicach poznajemy świat za murem, owiany wieloma tajemnicami, o których ludzie z Południa wyraźnie zapomnieli, a przed którym Północ drży. Inni – bo tak określił ich autor – intrygują i przerażają jednocześnie, zaś spotkanie z nimi już na początku książki pozwala nam poczuć klimat „Pieśni Lodu i Ognia.”
Wkrótce po tym interesującym wstępie przychodzi nam zmierzyć się z potężnym rodem Starków.
„Jak to się dzieje, że gdy tylko ktoś zbuduje mur, ktoś inny zaraz chce wiedzieć, co jest po jego drugiej stronie?”
„Zima nadchodzi.” Właśnie tak brzmi dewiza ludzi, od których bije swego rodzaju duma i szczerość, prawda jakiej nie sposób znaleźć w świecie Siedmiu Królestw. Starkowie wydają się silną rodziną, wierną swoim tradycjom, która nie pozwoliła się zaciągnąć (a przynajmniej w pierwszych rozdziałach) w liczne intrygi, zdrady i kłamstwa ludzi ze Stolicy.
Wilkor widoczny na ich herbie nadaje im charakteru i jednocześnie nie pozwala traktować pobłażliwie, bowiem każdy w rodzie ma w sobie coś z wilka, co odkrywa prędzej czy później. Nie oznacza to jednak, iż podejmowane decyzje zawsze dają oczekiwane rezultaty, jednak w tym świecie nie ma czasu, by uczyć się na własnych błędach.
„Ten, kto boi się przegrać, już przegrał.”
Idąc w głąb Westeros mijamy liczne lokacje, takie jak Bliźniaki, Riverrum, Orle Gniazdo i wiele innych, aż docieramy do Królewskiej Przystani. Miejsca, w którym mieszka więcej łajdaków niż w pozostałych miastach razem wziętych. Tak naprawdę tutaj słowo „szczerość” już dawno straciło znaczenie. Każdy robi tyle ile tylko może, aby żyło mu się jak najlepiej, często kosztem innych. I nie, wcale nie chodzi mi o zwykłych parobków zdanych na łaskę, bądź niełaskę obecnego króla.
Autor niezwykle umiejętnie wplata intrygi w życie ludzi szlachetnie urodzonych, którzy są gotowi posunąć się bardzo daleko, by ich grzeszki nie wyszły na jaw. Obecny władca – Robert z rodu Baratheonów – wyraźnie woli piwo i dziewki od władania państwem, które pozostawia swojemu namiestnikowi. Nie zapominajmy jednak, że dookoła niego kręci się wiele Lannisterów, którzy nigdy nie przepuściliby okazji do zdobycia większych wpływów i władzy. Lwy wcale nie są takie grzeczniutkie, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
„Strach tnie głębiej niż miecze.”
Teraz przenieśmy się jeszcze za morze, gdzie przeżywamy spotkanie z młodziutką dziewczyną zrodzoną z krwi smoka, jak głosi legenda. Daenerys Targaryen i jej starszy brat Viserys zostali ocaleni z rzezi, jaką przeprowadzono na ich rodzinie, gdy Ci byli maleńkimi dziećmi. Momentami aż trudno uwierzyć, że są rodzeństwem, jedynie charakterystyczne srebrzyste włosy i fiołkowe oczy pozwalają to stwierdzić. Dany jest w pierwszych chwilach strachliwą dziewczynką, która wydaje się za młoda do wielu spraw, zaś Viserys za wszelką cenę pragnie odzyskać to, co jak sądzi, prawnie mu się należy – Żelazny Tron.
Ich ród od wieków słynął z opowieści, w których przodkowie dwójki ocalałych dosiadali majestatycznych smoków, dla niektórych bestii zionących ogniem, dla innych prawdziwych cudów świata. Pozostaje tylko jedno pytanie: Czy te opowieści są prawdą?
„Im jaśniej człowiek płonął za życia, tym mocniej jego gwiazda świeci w ciemności”
W książce spotykamy się z tyloma postaciami, że trudno opisać każdego w kilku zdaniach, a co dopiero poszczególne rody. Wszystko tworzy jednak spójną całość ze światem przedstawionym, a rozdziały aż proszą się o przeczytanie. Samej trudno było mi się oderwać i po przeczytaniu pierwszej części ruszyłam do księgarni po kolejną i następną. Autor tworzy niesamowity świat fantasy, którego bohaterowie są tak naprawdę zwyczajnymi ludźmi z problemami i słabościami, tak jak my.
Czasy średniowiecza wcale nie przeszkodziły w stworzeniu historii, w której chyba każdy z nas mógłby się przypisać do określonej grupy, choć w tym przypadku bardziej pasuje słowo rodu. Wykreowane charaktery bardziej lub mniej zapadają w pamięć, jednak powieści nie można odebrać magii, która czyni ją niepowtarzalną w swej nietuzinkowości.
„Niektóre stare rany nigdy się do końca nie zabliźniają i krwawią przy najmniejszym nawet zadrapaniu”