— Grzechem jest „Zabić Drozda”.

Jak i grzechem jest zabić własne sumienie, jak pokazuje Nam Harper Lee.

Pragnienie przeczytania tej książki było wyjątkowo silne, dlatego zaraz po dostaniu się powieści w moje ręce, przystąpiłam do szybkiej lektury, która nieco się wydłużyła. Zachęcał nie tylko interesujący tytuł, ale tematyka wiążąca się z dawnymi uprzedzeniami do czarnoskórych. Pochłonęłam kilka pierwszych rozdziałów w niezwykłym tempie, aczkolwiek zaskoczył mnie sposób opisywania wydarzeń z perspektywy kilkuletniego dziecka. Oczywiście zaskoczył w ten pozytywny sposób, bowiem rzadko trafia się na taką narratorkę, choć niekiedy miałam ochotę nią potrząsnąć, zapominając, że wciąż jest tylko dzieckiem.

„Ale ja, zanim będę mógł żyć w zgodzie z innymi ludźmi, przede wszystkim muszę żyć w zgodzie z sobą samym. Jedyna rzecz, jaka nie podlega przegłosowaniu przez większość, to sumienie człowieka.”

Jean Louise dla mnie zawsze już pozostanie Skautem, która niejako dzieli się z nami swoim dziecięcym wyobrażeniem o świecie oraz wydarzeniach, jakie mają miejsce dookoła. Na samym początku wydaje się ona cofać wstecz, wprost do wspomnień wiążących się z okresem bliskim procesowi oraz temu, co działo się na równi z nim. Przedstawia swoje dzieciństwo kilkoma akapitami, następnie poświęcając kartki na opowieść o przygodach przeżytych razem ze starszym bratem, a niekiedy przyjacielem z dzieciństwa imieniem Dill. Wychowywana bez matki, lecz pod okiem gospodyni oraz nieco specyficznego ojca, ale niezwykle szlachetnego względem własnych zasad.

Córka prawnika, która została wciągnięta w świat pełen uprzedzeń rasowych, przedstawionych na tle lat trzydziestych ubiegłego wieku, a jednocześnie dziecko szczere w swoich słowach i postępowaniach. Nawet, jeśli nie zawsze były one właściwe, to podejmowane w dobrej wierze.

„Odważny jest ten, kto wie, że przegra, zanim jeszcze rozpocznie walkę, lecz mimo to zaczyna i prowadzi ją do końca bez względu na wszystko.”

Niezwykle piękne słowa, które z pewnością mogłyby się odnieść do ojca bohaterki — podejmującego się obrony czarnoskórego mężczyzny oskarżonego o gwałt. W społeczeństwie zdominowanym przez wszelkie uprzedzenia rasowe, sprawa ta wydaje się przegrana jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy, gdy wszyscy nastawiają się przeciwko Atticusowi. Niewątpliwie cierpi na tym również jego rodzina, bowiem proces dotyka ich wszystkich, aczkolwiek w różnym stopniu i wymiarze.

To okres przedstawiony oczami dziecka, które pojmuje i interpretuje wydarzenia dziejące się dookoła na własny sposób. Niestety Skaut nie jest w stanie pojąć podłości dorosłych ludzi, która tak często wygrywała w powieści z prawdą — jak gdyby woleli oni uśmiercić własne sumienia, kierując się tylko kolorem skóry. Z pewnością nie taki powinien być świat, a także ludzie.

„Drozdy nic nam nie czynią poza tym, że radują nas swoim śpiewem. Nie niszczą ogrodów, nie gnieżdżą się w szopach na kukurydzę, nie robią żadnej szkody, tylko śpiewają dla nas z głębi swoich ptasich serduszek. Dlatego właśnie grzechem jest zabić drozda.” 

Niewątpliwie uśmiercenie drozda jest grzechem, jak zresztą odebranie każdego niewinnego życia, bezpośrednio czy też nie. Książka ukazuje w piękny i jednocześnie prosty sposób do czego zdolni są ludzie względem drugiego człowieka. Ukazuje ona jednocześnie ludzki egoizm, który wydaje się być chorobą współczesnego świata, jak gdyby oskarżony był społeczności obojętny i tylko Atticus dostrzega w nim człowiek — nie czarnucha czy Murzyna. Jest jednym z niewielu, który kierują się dobrem drugiej istoty, nie zważając na opinię innych oraz niebezpieczeństwa, jakie mogą z tego wyniknąć.

Może i część pierwsza niekiedy wydaje się dłużyć w nieskończoność, lecz w końcu pojmuje się, że była ona konieczna do przedstawienia późniejszych wydarzeń.

 

„Jeśli istnieje tylko jeden rodzaj ludzi, to dlaczego nie możemy żyć ze sobą w pokoju? Skoro wszyscy są tacy podobni, czemu schodzą czasem z dobrej drogi i zaczynają gardzić sobą nawzajem?”

 

„Zabić drozda” to powieść interesująca i intrygująca, która zmusza czytelnika do refleksji — gdzie tak naprawdę zaczyna się i kończy ludzka tolerancja? Czy jest ona czymś abstrakcyjnym, co w rzeczywistości nie istnieje? A jak my zachowalibyśmy się na miejscu bohaterów, po której stronie gotowi bylibyśmy stanąć?

Myślę, że jest to jedna z tych książek, które są swego rodzaju przełomem w literaturze i zapadają czytelnikowi w pamięć na dłuższy okres, odbijając się co jakiś czas echem. Nie pozwalają o sobie zapomnieć, bowiem tkwią gdzieś w środku, niekiedy poruszając nasze sumienie i każąc nam zastanowić się na ludzką egzystencją, o której niekiedy przychodzi nam decydować — świadomie lub też nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *